Kto zobaczy w lesie dzika…?

Z Maciejem Mrozowskim, pedagogiem, miłośnikiem leśnych przedszkoli, pracującym w przedszkolu waldorfskim w Krakowie, rozmawia Anna Chomczyńska.

Anna Chomczyńska: Coraz częściej spotykam się z artykułami, książkami i teoriami, mówiącymi o potrzebie spędzania większej ilości czasu przez dzieci w przyrodzie, dlatego zainteresowała mnie koncepcja przedszkola zlokalizowanego w lesie. Wiem, że spędziłeś trochę czasu w Niemczech w takich placówkach. Opowiedz, proszę, jak wygląda leśne przedszkole?

Maciej Mrozowski: To zależy od formy jaką dana placówka i osoby ją tworzące obiorą. Zazwyczaj jest to wydzielona przestrzeń w lesie lub ogólnie w przyrodzie, na przykład łąka czy polana zaadaptowana w odpowiedni sposób do działań pedagogiczno-wychowawczych odbywających się w ciągu dnia. Formy organizacji czasu też są różne. Może być tak, że dzieci cały czas są w lesie, ale może to również być forma mieszana, w ramach której dzieci część dnia spędzają w budynku, ale wychodzą minimum na trzy godziny dziennie na zewnątrz. Zazwyczaj w przestrzeni leśnej wydzielonej na potrzeby przedszkola nie ma budynków, często natomiast jest szałas, jurta lub barakowóz, z którego mogą korzystać zarówno dzieci, jak i pedagodzy. Trudno sobie wyobrazić, żeby dzieci jadły na zewnątrz podczas ulewy albo żeby siedziały w lesie podczas wichury, więc takie pomieszczenie jest potrzebne. Służy ono również jako magazyn, w którym przechowywane są materiały dydaktyczne.

A jeśli chodzi o samą lokalizację przedszkola? Czy są to przedszkola wiejskie, bo na wsi bliżej jest do lasu czy w miastach też można posłać dziecko do leśnego przedszkola?

M.M.: W tym wypadku też nie ma reguły. Przedszkola leśne często znajdują się blisko miast i terenów zabudowanych. Myślę, że właśnie w przestrzeni miejskiej, gdzie dzieci mają ograniczony kontakt z przyrodą, są one bardzo potrzebne. Zazwyczaj przestrzeń na przedszkole wydziela się, konsultując miejsce z władzami miasta. Taki teren jest sprawdzany pod względem bezpieczeństwa przez odpowiednie służby leśne, które dopuszczają go do użytkowania. Znajduje się on również pod stałą opieką służb, które na przykład po każdej wichurze sprawdzają czy nie ma nadłamanych gałęzi, które mogłyby zagrażać dzieciom.

Co odróżnia leśne przedszkole od przedszkola w budynku?

M.M.: Hałas [śmiech]. Pamiętam swój pierwszy dzień w leśnym przedszkolu. Wychodząc z przedszkola uświadomiłem sobie, że nie boli mnie głowa. Pomimo dużego natężenia zabawy, dzieci mogły śpiewać, krzyczeć, bawić się swobodnie, a ja na tym nie ucierpiałem. A skoro ja nie ucierpiałem, to dzieci także. Musimy pamiętać, że natężenie hałasu, intensywność otoczenia, bardzo mocno oddziałuje na dzieci. Tam nie ma ścian, od których odbija się dźwięk. Dzięki temu mój komfort pracy został zachowany. Jeżeli jestem zmęczony, boli mnie głowa, to zaczyna się we mnie rodzić frustracja, napięcie i mogę zacząć krzyczeć na dzieci, strofować je, powiedzieć na przykład: „teraz ma być cisza, idziemy do stolika i rysujemy”, nie zwracając uwagi na to, że dzieci mają inną potrzebę, a takie działania niestety są dość powszechne. W lesie jest przestrzeń na dziecięcą radość i entuzjazm, które zazwyczaj są głośne. Jeżeli mamy 15 albo 20 dzieci w zamkniętej przestrzeni to przyzwolenie na ten głośny entuzjazm towarzyszący zabawie będzie miało z pewnością trudne skutki dla nauczyciela. Poza tym dziecko w leśnym przedszkolu może realizować swoją najważniejszą potrzebę na tym etapie rozwojowym – potrzebę nieskrępowanego, różnorodnego ruchu. Nie musi siedzieć w ławce, bo na przykład teraz mamy rysowanie, za chwilę będziemy się uczyć czegoś, potem będziemy robić wycinanki, albo przyjdzie pani/pan od rytmiki, a potem jemy obiad. Zamknięta przestrzeń i aktywności organizowane często przy stolikach wymagają siedzenia – „bezruchu”, którego dzieci nie są w stanie znieść, bo potrzebują wyrzucić z siebie ten ogrom energii, który mają. Wiek od 0 do 7 lat, to najintensywniejszy okres rozwojowy człowieka. Wtedy kształtują się organy, następuje intensywny wzrost, tworzą się połączenia neuronalne w mózgu… Jeśli tam w środku wszystko jest w nieustannym i tak intensywnym ruchu, to dziecko tylko i wyłącznie odzwierciedla na zewnątrz procesy w nim zachodzące. Dlatego one tyle się ruszają i tak bardzo tego potrzebują.

A właściwie dlaczego wysyłać dzieci do lasu? Czy przebywanie w lesie dostarcza im konkretnych korzyści pomocnych w prawidłowym rozwoju? Czy rodzice posyłający swoją pociechę do leśnego przedszkola mogą być spokojni o to, że poza bieganiem przez cały dzień z patykiem, dziecko czegoś się nauczy?

M.M.: To bardzo ważne, żeby uświadomić rodzicom, że przestrzeń lasu nie pozbawia ich dziecka możliwości nabywania pewnych umiejętności, kompetencji czy wiedzy o świecie. Wręcz przeciwnie, las jest na tyle bogatym środowiskiem, że dziecko na każdym kroku ma okazję do badania świata. Nawet nie chodzi o sam aspekt badania organizowanego jako aktywność dydaktyczna, ale bardziej o wyzwolenie w dziecku chęci badawczej, chęci do odkrywania, zadziwienia tym, co widzi dookoła. To kształtuje w nim postawę badawczą, tak niebywale potrzebną w okresie szkolnym. Dzieci w wieku przedszkolnym mają naturalną potrzebę eksploracji rzeczywistości, głównie przez przekształcanie jej, eksperymentowanie. Świat poznają w toku aktywności własnej, polisensorycznie i na konkretnym materiale – potrzebują dotknąć, powąchać, zobaczyć, poczuć... Ten etap w rozwoju nazywa się rozwojem konkretno-obrazowym. Jeżeli my, dorośli ograniczamy ich możliwości poznawania świata, na przykład cały czas sadzając dzieci przy stoliku i wymyślając im zadania polegające na rysowaniu i oglądaniu obrazków, w momencie kiedy one potrzebują się ruszać i doświadczać, to blokujemy w nich ten naturalny pęd do poznawania rzeczywistości. Drugą niezwykle istotną dla mnie rzeczą jest fakt, że dziecko w wieku przedszkolnym, czyli w okresie złotego wieku ruchu i równowagi, potrzebuje stale być w ruchu, który jest jego podstawową potrzebą na tym etapie rozwojowym. To, że dziecko może skakać, biegać, wspinać się, turlać, kucać, wchodzić w różne zakamarki, przeciskać się jest bardzo istotne, bo dzięki temu nabywa ono świadomość własnego ciała i umiejętności planowania ruchu w przestrzeni. Ruch stymuluje również różne ośrodki w mózgu odpowiedzialne za uczenie się, koncentrację i umiejętność utrzymania uwagi. To wszystko wpływa bardzo harmonizująco na rozwój dziecka, przygotowuje je do późniejszych zadań na etapie szkoły. Poza tym w zróżnicowanym, obszernym i nieustrukturyzowanym otoczeniu leśnym, dzieci nieustannie ćwiczą koncentrację uwagi (w czasie niemal każdego wykonywanego ruchu), spostrzeganie, które odbywa się podczas stałej obserwacji zmiennego świata przyrody, pamięć, uzależnioną od dwóch poprzednich funkcji poznawczych oraz myślenie – dzięki niezwykle dużej ilości napotykanych na łonie przyrody problemów (zarówno motorycznych, jak i stricte kognitywnych). Powinniśmy również pamiętać, że czas przedszkolny to budowanie nawyków, często na całe życie. Jeśli dziecko będzie wzrastało w przekonaniu, że świat przyrody to poniekąd jego dom, jako dorosły będzie z szacunkiem odnosiło się do tego świata.

Czy pozytywny wpływ przebywania w przyrodzie na dzieci widać? Można go zaobserwować?

M.M.: Zdecydowanie tak. Taką zmianę zachodzącą w dzieciach na skutek przebywania w lesie miałem okazję zaobserwować, organizując półkolonie leśne, podczas których spędziliśmy z dziećmi w lesie dwa tygodnie. Na początku, w momencie kiedy wchodziły do lasu, nie widziały w nim absolutnie nic. Skupiały się tylko na tym, żeby przejść jak najszybciej z punktu A do punktu B. Ewentualną atrakcją było jeszcze znalezienie po drodze jakiegoś patyka, żeby nim pomachać jak rycerskim mieczem. Dopiero z czasem dzieci zaczęły dostrzegać świat, który jest wokół nich, zaczęły zwracać uwagę na szczegóły, wołały: „panie Maćku, tu jest pajączek!”, „tu chyba ktoś mieszka”, „proszę zobaczyć jakie drzewo”. To było niesamowite obserwować jak dzieciaki z każdym krokiem, z każdym dniem coraz więcej zauważają i odkrywają. Zatrzymują się, żeby coś zobaczyć, poznać. Poza tym zwróciło moją uwagę to, że wchodząc do lasu były… „bardziej na zewnątrz” – tak bym to nazwał – to znaczy trochę hałaśliwe, niezwracające na nic uwagi, nie do końca skoordynowane. Mam wrażenie, że po jakimś czasie ta przestrzeń zadziałała na nie wyciszająco, pomogła im wejść w siebie, między innymi dzięki temu, że cały czas czuły swoje ciało: idą, potykają się, podnoszą ciężką gałąź, głaszczą drzewo, doświadczają siebie w świecie. Dzięki temu ćwiczą również koncentrację uwagi, zaczynają skupiać się na szczegółach. Nagle okazuje się, że jeden liść ma wiele kolorów, że w porównaniu z innym liściem można zauważyć różnicę kształtów, kolorów i faktury.

A miałeś jakieś konkretne, jednostkowe przykłady wpływu lasu na dziecko?

M.M.: Miałem takie doświadczenie z dziewczynką, która miała różne deficyty z obszaru ruchu, równowagi i koordynacji ruchowej. To było niewiarygodne patrzeć na nią: każdego dnia wynajdowała sobie przedmioty w otaczającej przestrzeni po to, żeby ćwiczyć koordynację, czyli pracować dokładnie nad tymi trudnościami, które miała. Bardzo często widziałem ją, jak wchodzi na duży pień drzewa, albo chodzi po takiej „leśnej równoważni” – dużym powalonym konarze. Czasami próbowała coś przeskakiwać. Samo podłoże w lesie jest nierówne, co zmuszało ją do balansowania, podskakiwania. Właściwie nie trzeba było organizować specjalnych, dodatkowych zajęć, aby z nią ćwiczyć, bo sama przestrzeń działała na nią i dawała jej to, czego potrzebowała w tym momencie dla swojego rozwoju. Zaspokajała jej potrzeby i jednocześnie dawała możliwość mierzenia się z trudnościami, które miała. Widzący te trudności pedagog, może z pewnością wykorzystać takie otoczenie do świadomej pracy w obszarze koordynacji ruchowej czy integracji sensorycznej.

Wspomniałeś o materiałach, w przedszkolach zazwyczaj jest dużo różnych zabawek i pomocy dydaktycznych – czy w lesie również to wszystko jest potrzebne?

Byłem w dwóch leśnych przedszkolach w Niemczech, we Freiburgu i w Poczdamie. W tym pierwszym nie było żadnych konkretnych zabawek: statków, samolotów, klocków. W zasadzie sama przestrzeń lasu i to co dzieci tam znajdują, wystarczała do tego, żeby mogły kreatywnie i twórczo spędzać czas. To jest fenomenalne, bo musimy pamiętać, że świat dziecka w momencie rozwoju przedszkolnego to fantazja, nieograniczona wyobraźnia. Jeżeli damy mu materiał, który ma ograniczoną formę i jest zadedykowany do konkretnego użycia, tak jak lalki, samolot czy statek, to dziecko zazwyczaj używa go zgodnie z przeznaczeniem. Natomiast jeżeli dziecko jest pozbawione takiej możliwości to w jego świecie wszystko może być wszystkim. Dziecko może dzięki swojej wyobraźni zamienić kawałek drewienka, deseczki, kamień we wszystko, co jest mu potrzebne w danym momencie do zabawy. Na przykład w tej chwili bawi się w rycerza i patyk jest jego mieczem, ale w następnej – potrzebuje łyżki do mieszania zupy i ten sam patyk może pełnić również taką funkcję. Natomiast kiedy trzyma gotowy miecz to raczej nie użyje go do mieszania wymyślonej zupy. Z jakiegoś powodu tak to działa, nie wiem dlaczego, ale nigdy nie zauważyłem, żeby samochód czy samolot był wykorzystywany przez małe dziecko do czegoś innego. To także interesujące w kontekście rozwoju twórczego myślenia, bo dzięki temu świat dziecka nie jest sprowadzany do pojęcia, do konkretnej rzeczy – ilość rozwiązań jest nieograniczona.

A co z podstawą programową? Czy w lesie jest też przestrzeń do uczenia takich rzeczy jak pisanie i liczenie?

Wszystko da się zrobić, jeżeli tylko się chce.[śmiech] Każda placówka przedszkolna musi mieć spisany program przedszkola, określone cele, które będą realizowane przez cały rok, co dotyczy również leśnych przedszkoli. We Freiburgu codzienny cykl zajęć obejmował zajęcia przygotowujące do podjęcia nauki w szkole, tak zwaną zerówkę. Na czas zajęć był rozkładany stolik i ławy, czasami dzieci uczyły się w barakowozie. Poza tym w lesie można z dziećmi liczyć, porównywać, różnicować, klasyfikować, robić operacje na zbiorach, a więc tworzyć sytuacje, w których realizowane są zadania zawarte w podstawie programowej, która notabene w naszym kraju dość często się zmienia. W tej chwili wygląda to tak, że za naukę czytania i pisania jest odpowiedzialna szkoła i moim zdaniem, tak to powinno wyglądać, gdyż przedszkole przeznaczone jest do zupełnie innych zadań rozwojowych dziecka. Ale to oczywiście może ulec zmianie.

W takim razie jakie są cele przedszkola? Na co powinno zwracać się szczególną uwagę na tym etapie rozwoju?

To, co jest ważne z punktu widzenia rozwoju dziecka na tym etapie, poza rozwojem społeczno-emocjonalnym i poznawczym, to rozwój małej i dużej motoryki. Oprócz korzystania z przyborów do pisania, powinno się zwracać uwagę na rozwój koordynacji, równowagę, ruch, bo tak naprawdę ćwiczenie tych umiejętności wpływa w bezpośredni sposób na późniejszą naukę w szkole, jak również na prawidłowe funkcjonowanie na co dzień. Tutaj odwołuję się do obszarów układów sensorycznych – im więcej nieinwazyjnych, zróżnicowanych jakościowo bodźców dziecko odbiera na tym etapie rozwoju, tym sprawniej jego mózg uczy się je przetwarzać. To procentuje, bo właśnie dzięki temu dzieci później nie mają trudności, żeby usiedzieć w ławce, dobrze czytać, pisać, biegać tak, aby się nie przewracać, potrafią wyczuć jakiej siły potrzeba, aby przesunąć czy podnieść jakiś przedmiot, nie poszukują mocnych wrażeń płynących z otoczenia – są gotowe do nauki. W zasadzie zadaniem przedszkola jest nie tylko przygotowanie dziecka do nauki w szkole, ale przede wszystkim wzmocnienie go na tyle, aby radziło sobie z podejmowaniem kolejnych wyzwań rozwojowych, które na nie czekają. Przedszkole nie jest po to, żeby dziecko idąc do szkoły umiało pisać i liczyć, tylko żeby idąc do szkoły, było gotowe, aby się tego wszystkiego nauczyć. Przez gotowość rozumiem nie tylko gotowość poznawczą, ale przede wszystkim społeczno-emocjonalną, umiejętność współpracy, słuchania, szacunku do pracy własnej i innych, otwartość i chęć do działania, do podejmowania wyzwań i umiejętność twórczego poszukiwania rozwiązań.

A co z bezpieczeństwem w lesie? Czy leśne przedszkole jest bezpieczne?

Z całą pewnością jest tak, że las może stwarzać więcej niebezpieczeństw niż sala w budynku, gdzie mamy większą możliwość kontrolowania tego, co się dzieje dookoła. Z drugiej strony nie powiedziałbym, że w standardowym przedszkolu nic się dziecku nie może stać, tam też może się przewrócić, coś może na nie spaść. W lesie natomiast różnorodne środowisko sprzyja uważności dziecka, jest ono bardziej wyczulone na to, co dzieje się dookoła, na to, że teren jest nierówny i trzeba bardziej kontrolować ruch podczas biegu i skakania. Oczywiście może się zdarzyć, że się przewróci, ale to może się zdarzyć wszędzie. Upadki są potrzebne, bo dzięki nim uczymy się wstawać. Mam wrażenie, że istotna jest tutaj rola dorosłego, który powinien mieć dystans do tego, że dziecko przebywa w lesie, chodzi po konarach i pieńkach. Jeżeli opiekun ma zaufanie do siebie i dziecka, jest uważny, ale nieprzepełniony lękiem, to z mojego doświadczenia wynika, że nic się dzieciom nie dzieje. Nie znaczy to, że wychowawca zwolniony jest od odpowiedzialności. Wręcz przeciwnie. Ze względu na otoczenie, powinien on pokazywać dzieciom odpowiednie, bezpieczne zachowania: nie biegamy z patykami, nie machamy nimi, są drzewa, na które się nie wspinamy, nie obrywamy roślin, jagód. Dzieci szybko się uczą i potrzebują jasno określonych granic do przestrzegania. Dzięki temu, że dorośli potrafią stworzyć dzieciom bezpieczną przestrzeń do tego, aby się wspinać, wskakiwać, schodzić, one są w stanie zbudować pewność siebie, która wynika z poczucia, że „ja potrafię”. Poczucie własnej wartości zbudowane na doświadczeniach dziecka jest bardzo ważne, żadne słowa wsparcia od dorosłego nie zastąpią własnych osiągnięć, tego, że dziecko sprawdziło, że potrafi przeskoczyć pieniek, dało radę coś podnieść, przejść po powalonym drzewie i się nie przewróciło. Tak naprawdę to jest podstawą umiejętności radzenia sobie z późniejszymi problemami, które będą trudniejsze. Bezpieczeństwo wynika również ze świadomości siebie u obu stron, pedagoga i dziecka. Świadomość pedagoga opiera się na znajomości dzieci i ich możliwości, ale też na zapewnieniu bezpieczeństwa, na przykład podczas wichury. Ważna jest też świadomość rodziców, którzy wiedzą, że dziecko może mieć kleszcza i po każdym powrocie do domu trzeba je obejrzeć, że do lasu musi mieć odpowiednie ubranie. Nie bałbym się też zarazków i bakterii, bo tak naprawdę przebywanie na świeżym powietrzu wzmacnia system immunologiczny, buduje zdrowie i odporność dziecka na przyszłość.

A spotkanie z dzikim zwierzęciem? Hipotetyczna sytuacja: jesteś z dziećmi w lesie i do waszego przedszkola przychodzi dzik, co wtedy?

„Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo zaraz zmyka” (śmiech).

Ale taka sytuacja może w ogóle zaistnieć?

To jest dobre pytanie. Teoretycznie może, chociaż prawdopodobieństwo jest niewielkie. Dziki raczej nie atakują ludzi, podobnie jak inne zwierzęta. No chyba, że byłaby to samica z młodymi, a dzieci zaczęłyby wykonywać w jej kierunku jakieś niekontrolowane ruchy, ale trudno mi uwierzyć, że samica dzika z młodymi z własnej woli znalazłaby się w pobliżu gromadki krzyczących i biegających po polanie dzieci. Oczywiście w takim momencie ważna jest reakcja i spokój opiekuna, który będzie potrafił przekazać ten spokój dzieciom i odpowiednio zareagować. Niemniej jednak to zwierzęta boją się bardziej ludzi niż ludzie zwierząt i raczej unikają kontaktu z człowiekiem.

Czy miejsce wydzielone na przestrzeń przedszkolną w lesie jest w jakiś sposób ogrodzone?

Dziecko uczy się świata, a dorośli wyznaczają mu granice, w których jest bezpiecznie. Uczymy dzieci, żeby nie dotykały gorącego piekarnika. Tak samo działa to w przestrzeni lasu. W leśnych przedszkolach, w których byłem, nie było płotu. Granice wyznaczono w sposób umowny, sięgały do powalonego drzewa z jednej strony, a do rowu z drugiej.

I dzieci tych granic przestrzegają?

Oczywiście, że na początku dzieci próbują przekraczać granicę, ale po czasie to wejdzie w nawyk i wystarczy im wtedy przypomnieć: „słuchajcie, ale umawialiśmy się, że dotąd możecie chodzić, ale dalej już nie”. Dzieci naprawdę słuchają dorosłych, wiedzą, że jeżeli jest postawiona konkretna granica, to trzeba jej przestrzegać. W grupach rozwojowych jest często tak, że starsze dzieci pilnują, żeby młodsze nie wychodziły poza obszar przedszkola. Spotkałem się też z umową: „możesz odejść tak daleko, żebyśmy się widzieli”. To umowa, która wiąże się z zaufaniem – obdarzam dziecko zaufaniem i dzięki temu daję mu wolną przestrzeń do zabawy. Dziecko o tym wie i z tego korzysta w granicach, które zaznaczyłem i za każdym razem nie muszę mu o tym przypominać. Dzieci wiedzą, co im wolno, a czego nie.

Czy każde dziecko odnajdzie się w leśnym przedszkolu?

Trudność mogłyby mieć dzieci z niepełnosprawnością ruchową, na przykład z mózgowym porażeniem dziecięcym, chodzące o kulach albo jeżdżące na wózku. Ale to obszar specjalnych albo integracyjnych placówek. Mam wrażenie, że dzieci zawsze świetnie się odnajdują w każdej przestrzeni. Tylko pytanie czy każda przestrzeń jest taką, która buduje i wspiera ich harmonijny rozwój? Dziecko świetnie się odnajdzie również w supermarkecie czy na głośnym, tłocznym koncercie, gdzie jest dużo intensywnych bodźców, pewnie nawet będzie się dobrze bawić. Tylko pytanie jak to wpłynie na jego układ zmysłowo-nerwowy? Las czy przyroda jest przestrzenią dla każdego dziecka, przede wszystkim dlatego, że w harmonijny sposób wspiera jego podstawowe potrzeby rozwojowe. Ponadto jest to przestrzeń dla wszystkich, a nie dla wybrańców. Podobają mi się słowa Buddy: Las jest organizmem nieograniczonej życzliwości i dobrodziejstwa, który niczego nie żąda na swoje utrzymanie i hojnie rozdaje swe dary, daje schronienie wszystkim, nawet cień niszczącemu go drwalowi.

A czy dzieci nie boją się w lesie?

Jeśli się boją, to należałoby się zastanowić nad przyczyną tego strachu. Dziecko boi się czegoś, co wynika z jego wcześniejszego doświadczenia. Może mieć złe doświadczenie albo nie mieć w ogóle zbudowanego doświadczenia związanego z lasem, a wtedy może się bać lasu jako czegoś nieznanego. A może jak było w lesie, to opiekun na każdym kroku mówił: „tego nie dotykaj, bo się zatrujesz, pobrudzisz, skaleczysz, tu mieszkają groźne zwierzęta”. Gdybym ja cały czas słyszał takie komunikaty, pewnie zbudowałoby to we mnie poczucie lęku i zagrożenia. Richard Louv w książce Ostatnie dziecko lasu pisał o lęku przed naturą wynikającym z deficytu kontaktu dzisiejszych dzieci z przyrodą. One często nie znają przyrody, boją się jej jako czegoś obcego, innego, nieznanego. W lesie dzieci są wystawione na różne warunki atmosferyczne, różne rzeczy się ruszają, jest inna gra świateł niż w mieście, są inne odgłosy, doznania sensoryczne, a to może w nich wyzwalać lęk. To na nas, dorosłych, spoczywa odpowiedzialność za to, żeby przyswajać dzieciom tę przestrzeń, pokazywać im, że my też jesteśmy częścią ekosystemu globalnego na planecie Ziemia. 

Czy leśny nauczyciel powinien być wyposażony w jakieś dodatkowe umiejętności, poza standardowym przygotowaniem do pracy w przedszkolu?

Musi mieć pasję, zaangażowanie i chęć bycia z dziećmi w takiej przestrzeni, bo tylko wtedy świat, który pokazuje dzieciom, jest prawdziwy. Dzieci potrzebują prawdziwości, bo dzięki niej budują swoje poczucie bezpieczeństwa. Przygotowanie pedagogiczne jest bardzo ważne i potrzebne przede wszystkim po to, żeby wiedzieć czego z dzieckiem nie robić, czego unikać, co może się dla niego okazać za dużym wyzwaniem. Dodatkowe kompetencje, jak na przykład wiedza przyrodnicza na pewno mogą być przydatne, bo wtedy na więcej rzeczy możemy dzieciom zwrócić uwagę. Więcej im pokazać, podpowiedzieć nazwy różnych roślin, ptaków, coś o nich opowiedzieć, wiedzieć, gdzie w ogóle szukać gniazda jaskółki czy nory lisa. Ważna jest też świadomość, że nie wszystko, co wiem, muszę od razu dzieciom powiedzieć. Trzeba mieć wyczucie do tego, kiedy lepiej zadać im kilka pytań, nakierować je czy wręcz zamilknąć, zostawić, aby same odkryły, zaobserwowały. Często okazuje się, że milczenie jest cenniejsze od mowy.


Dorota Komasa – mentorka w Naturalnej Szkole Bukowy Dom. Pedagożka i instruktorka metody Improwizacji Tańca i Symboliki Ciała. Kreatorka twórczych warsztatów m.in. we współpracy z Mothers of Design. Wychowawca na obozach socjoterapeutycznych oraz w Wioskach Fundacji Bullerbyn. Prywatnie marzycielka, która mówi o sobie: „Tu, gdzie jestem, znalazłam się m.in. dzięki ludziom, których spotkałam w swoim życiu, a którzy pomogli mi w odkrywaniu moich (wówczas ukrytych) talentów. Zbiór różnych doświadczeń i wytężonej pracy zaowocował tym, że temu, co robię, towarzyszy entuzjazm i zaangażowanie. Nie boję się nowych wyzwań, bo wiem, że one najwięcej mnie nauczą. W Naturalnej Szkole Bukowy Dom łączę to, co kocham z tym, co potrafię robić dobrze – pomagam dzieciom i młodzieży odnajdywać najlepsze środki wyrazu ich samych, dzięki czemu mogą poczuć swój żywioł”.

Anna Chomczyńska – pracowniczka małopolskiego oddziału ODE „Źródła”, absolwentka Ochrony Środowiska, od lat prowadzi warsztaty dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Od dzieci nieustannie uczy się optymizmu, radości z małych rzeczy, uważności i zachwytu dla przyrody. Najbardziej lubi pracować w lesie i ma nadzieję, że edukacja terenowa stanie się obowiązkowym przedmiotem w każdej szkole. Interesuje się metodami edukacji alternatywnej, fascynuje ją socjobiologia oraz komunikacja empatyczna. Wciąż poszukuje nowych metod pracy, jest mistrzynią w wynajdywaniu ciekawych szkoleń. W wolnych chwilach przerabia śmieci na przedmioty użytkowe, współtworzy przyrodniczo-artystycznego bloga DomoTwory.

Powyższy artykuł pochodzi publikacji "W dziką stronę. Rozmowy o edukacji w przyrodzie", Łódź 2016.